To jak z tym garażowaniem?

#1
Czytam pewną książkę, która czasami zaskakuje mnie trafnością oceny czy opisywania sytuacji, które przeżył autor (Obsessive Compulsive Cycling Disorder: http://www.amazon.com/Obsessive-Compuls ... g+Disorder)

I trafiłem na taki fragment:

http://www.diigo.com/item/image/3di4r/3ugh
http://www.diigo.com/item/image/3di4r/puam

U Was jak jest z tym serwisowaniem? Sama przyjemność? :)
Ostatnio zmieniony 2012-11-12, 22:49 przez docent.net, łącznie zmieniany 1 raz.

#3
Ło żesz matko - ależ to jest pokopane. Poprawiłem linki, ale przez ta poprawkę musicie w nie klikać bo nie mogę bezpośrednio podlinkować obrazków. Muszę nad tym popracować jeszcze - sorki :/

#4
Witam.

Trochę racji w tym jest... Szczerze jak ma usiąść do zrobienia swojego roweru to czuję wewnętrzny opór. Na tyle duży że całe lato prześmigałem na Meridzie brata, Arrow'ie, Rocky'm... Wszystkie do dupy, brata za mały, arrow bez hamulca i do tego bez sztywności, Rocky był super ale czułem się na nim jak na rowerze cyrkowym a po 700km jakie nim zrobiłem musiałem odpuścić rower bo plecy odpadały mi od pleców. :D
Ba... Fujiego postawiłem w końcu w jedną noc... No prawie bo dalej mam tylko jednego gripa... a od 2 tygodni na półce leż NOS FD XTR'a oraz kiera CT2.

Poprostu jakoś tak... Mam wrażenie że to dlatego że chciałbym aby był perfekcyjny...a wiecznie nie jest...

Dlatego byłem skłonny kupić NOWĄ szosę... I co z tego że w cenie używanej Ultegry w super stanie miałem przed sobą Xenona poprostu miała nie sprawiać problemów.


pozdrawiam
xMekpx
Moje ogłoszenia
Marin Bear Valley 1996

#7
skolioza, matko ja się czuję jakby to było tej jesieni :o => wszystko w normie - to tylko 2 tygodnie :D

Wracając do tematu - do tej pory raczej siedziałem cicho, bo ja jestem maniakiem, ale głównie użytkowym; ale już nie ukrywam, że siedzenie do późna w piwnicy mnie trochę męczy a często też irytuje - choć to wynika znacznie z braku doświadczenia w serwisowaniu :) Jednakże czytając ową książkę gość opisuje niektóre sprawy bardzo ciekawie i trafia w sedno (zresztą niektóre kawałki będą pewnie źródłem kolejnych wątków na forum, bo imo są ciekawe do pociągnięcia). A sedno jest takie, że jak się ma X rowerów to się je serwisuje samemu, ale to pomimo wielkiej pasji doprowadza do.. szewskiej pasji (no nie zawsze).

U mnie to wygląda tak, że jak mam coś zaplanowanego (vide purpura) to na prawdę mam ciśnienie, śnię, myślę, chodzi mi temat po głowie. Po czym po 3 wieczorze kombinacji już na żywym organiźmie zaczyna mnie trafiać :) W tej chwili purpura wisi, poznałem problem Magur (obecne do wymiany na egzemplarz w lepszym stanie), hak jak wiecie do naprostowania, kółka z czasem do wymiany (mam już jedną piastę, jednak do końca jeszcze sporo)... no to potrwa a jednocześnie to też boli - sporo roboty... ale.. jak tak zaplanować wszystko powoli, po kolei to faktycznie można się bawić i bawić i w małych krokach dojść do stanu oczekiwanego (a to lepsze niż stan "nadaje się do jazdy" bo w takim przypadku to różne dziwne sprawy zaskakują w trasie - np. taki rozpadający się pedał :P).

Dobra - chyba tyle moich przemyśleń :) Idę wypocić kolejny temat :)

#8
Prawda, z małymi wyjątkami grzebanie jest męczące, zwłaszcza że często pedantycznie podchodzę do sprawy- jak już rozbiorę piastę to trzeba wyczyścić wszystko, jak na kulkach wżery to wymienić, babra się w smarach człowiek pół dnia, nienawidzę robić piast ;[

Ze wszystkim w sumie mam podobnie, od dłuższego czasu jedyne co sprawia mi przyjemność to rozbieranie czegoś nowego, czego nie widziałem w środku. I w ogóle rozbieranie, tu nie ma filozofii, składając już włącza się pedantyzm który jest bardzo męczący, a jakoś nie umiem inaczej. Pewnie dlatego tak sobie wspominam pracę w serwisie, miało być fajnie ale dłubanie w syfiatych i nieinteresujących rowerach nie jest niczym przyjemnym.

Inna sprawa że wiele zależy od warunków, co innego robić porządnymi narzędziami przy dobrym świetle w wygodnej pozycji w towarzystwie długonogiej blondynki karmiącej nas winogronami i podziwiającej zręczność w składaniu do kupy manetki, choć mamy tylko dwie ręce a nie siedemnaście. Rozmarzyłem się...
Allegro, Alpinestars, Breezer, Corratec, Kuwahara, Rocky Mountain.

Obrazek

#9
U mnie zależy co mam zrobić i w jakim rowerze.Jeśli zakładam nową część to super, ale jak mam naprawiać coś co już ledwo działa, to nie jest za fajnie.Nie lubię zabawy z łańcuchem, kasetą czy korbą, bo jest wszechobecny syf.Lubię natomiast pogrzebać w amortyzatorach i piastach.
Dużo zależy też od roweru, do robienia czegokolwiek w zimówce mam wstręt, a znowu do flagowca już nie.Chociaż często jest tak, że jak coś można zrobić, ale nie trzeba, to tego nie robię ;-).Nie lubię też robić czegokolwiek w brudnym rowerze, w ogóle chyba najgorsze w tym całym serwisowaniu jest wszechobecny brud, który trzeba pózniej zmyć. :-?

#10
Czas i chęci na pracę nad własnymi rowerami mam tylko w okresie październik-kwiecień. Wtedy mogę rozebrać wszystko w drobny mak, stuningować, naprawić, snuć jakieś plany itp.
W ścisłym sezonie, tylko mycie i smarowanie łańcuchów. Serio! Reszta musi wytrzymać do października albo tak się schrzanić że nie będzie działać. Klocki zajeżdżam do końca, łańcuch tak po 1000km.
Podziwiam ludzi którzy np. robią serwis amora co jakieś 30h jazdy albo wymieniają płyn w hamulcach bo tak w instrukcji jest napisane. U mnie jak działa to niech sobie jest, póki amor nie puszcza oleju czy powietrza to nie zamierzam otwierać, podobnie z hamulcami.
Piasty tez porażka, na szczęście nie mam żadnych piast na konusach więc tylko maszyny zmieniam ... po sezonie no albo jak już tak się ruszają że hamulce zbytnio obcierają. Małe luzy mnie w ogóle nie ruszają, niech sobie są, nie przeszkadza mi to.
Dziwne dźwięki z roweru mogą być w..rwiające ale też często to olewam bo musiałym cały rower rozebrać żeby to zlokalizować. Czasem same się uspakajają więc luz.
Obcierające tarcze hamulcowe-norma. To tylko dźwięk, żadne spowolnienie więc można jechać. Poza tym to walka z wiatrakami, niektórych hamulców/tarcz nie da się po prostu ustawić, tzn da się na chwile i same się przestawią więc po co się męczyć.

W przełaju od pół roku mam luz na sterach, trzeba by chyba kontrować :mrgreen:

aha-żeby było śmieszniej - prowadzę serwis rowerowy więc narzędzia raczej mam :oops:
https://www.facebook.com/evobikesycow

#11
Haha ja też prowadzę serwis, ale raczej lubię w swoich rowrach dłubać. Na tyle instensywnie, że często sam coś w nich psuję bo niepotrzebnie kombinuję. Piasty na kulkach bardzo lubię serwisować, układanie kulek na bieżniach mnie uspokaja:P Irytuje mnie jedynie jak coś trzeba w gorącym okresie serwisowym zrobić, bo wtedy nie mam czasu na nic a tu własny rower Ci jeszcze nóż w plecy wbije i się zepsuje. Poza tymi momentami to raczej przesadnie dbam o swoje rowery i w sumie się opłaca bo nigdy żaden mi w trasie sie nie zepsuł nie licząc jakiś tam pojedyńczych szprych czy dętek pękniętych (które zresztą i tak mam zawsze zapasowe skitrane jak gdzieś dalej jadę)

#12
kunu pisze: Na tyle instensywnie, że często sam coś w nich psuję bo niepotrzebnie kombinuję.
to jest chyba najgorsze, co może być :) nienawidzę tego typu sytuacji, najczęściej kończy się to rzuceniem pracy i wyjściem z piwnicy, dopiero na następny dzień próbuję naprawić to co zepsułem.
W moim przypadku jest baaardzo różnie... Czasem aż nie mogę się doczekać, a czasem sama myśl, że muszę coś zrobić, mnie odrzuca.
Obrazek

Scott Superamerican 1994
Alpinestars Cro-Mega DX 1991[/b]
Alpinestars Al-Mega 1991